Niecałe 5 godzin musiałby poświęcić profesor medycyny, aby zarobić na świąteczne wydatki, podczas gdy kasjerowi zdobycie odpowiedniej kwoty na organizację Bożego Narodzenia zajęłoby prawie 134 godziny. Przy średniej krajowej płacy musielibyśmy przepracować nieco ponad 8 dni, czyli 66 godzin, aby ze spokojną głową zrealizować nasze świąteczne plany związane z zakupem prezentów oraz przygotowaniem spotkań w rodzinnym gronie.
Porównując średnie wynagrodzenie z trzeciego kwartału tego roku do analogicznego okresu z 2012 roku okazuje się, że zanotowaliśmy wzrost o 4 proc. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego w październiku przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynosiło 2610 zł. Jednocześnie, inny parametr zanotował wzrost o 0,5 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, a od początku 2013 roku utrzymuje się na wysokim poziomie. Chodzi o bezrobocie, które w październiku osiągnęło poziom 13 proc., co oznacza, że obecnie ponad 2 mln Polaków jest bez pracy. Rok wcześniej stopa bezrobocia wynosiła 12,5 proc.
Niewielki wzrost wynagrodzenia i duża liczba osób pracujących za minimalną stawkę przy wysokiej stopie bezrobocia nie przekłada się na plany Polaków związane z przygotowaniami do Bożego Narodzenia. Wbrew pozorom nie zamierzamy zaciskać pasa, ale zwiększyć wydatki w stosunku do zeszłorocznych świąt o 5 proc. Jak wynika z badania Deloitte przeciętnie zamierzamy uszczuplić domowy budżet o 1126 zł. Dla porównania europejska średnia jest o ponad 770 zł wyższa – wynosi 1897 zł.
Większość z nas zamierza poświęcić na świąteczne wydatki swoje oszczędności. Około 8 proc. będzie wspomagać się pożyczką. Jednym z powodów jest zbyt niska pensja, która normalnie ledwie starcza „od pierwszego do pierwszego”, a więc nie jest w stanie pokryć dodatkowych wydatków.
Work Service postanowiło sprawdzić, ile czasu muszą poświęcić przedstawiciele wybranych zawodów w pracy, aby zarobić na świąteczne wydatki. Okazuje się, że najmniej zajmie to profesorowi medycyny, który dostaje na rękę ok. 37 tys. zł. W jego przypadku wystarczy 4,8 godziny, aby móc spokojnie zająć się organizacją Bożego Narodzenia. Krótko, bo 5,5 godziny musiałby spędzić w biurze prezes spółki giełdowej (przy zarobkach rzędu ok. 33 tys. zł netto), natomiast dwa 8-godzinne dni pracy wystarczyłyby w przypadku lekarza specjalisty.
Gdyby sędzia, który co miesiąc na rękę dostaje ok. 6,5 tys. zł, chciał sfinansować ze swojej pensji święta bez korzystania z posiadanych oszczędności czy wspomagania się pożyczką musiałby spędzić w pracy prawie 27,5 godziny, czyli trzy i pół dnia roboczego. W przypadku handlowca byłby to cały tydzień roboczy plus połowa poniedziałku (43,7 godzin), natomiast księgowa zarabiająca ok. 2,6 tys. zł musiałaby poświęcić na to 8 i pół dnia roboczego (68,7 godzin). Nauczyciela na kontrakcie (1680 zł netto) czekałoby blisko 107 godzin pracy, a pracownika produkcji (1570 zł) o 7,5 godziny więcej. Najmniej powodów do zadowolenia ma kasjer, który z wynagrodzeniem rzędu 1350 zł musiałby stać na kasie prawie 17 dni, aby pokryć świąteczne wydatki z własnej kieszeni.
Według przewidywań Work Service w przyszłym roku na podwyżkę mogą liczyć osoby związane z branżą motoryzacyjną, handlowo-usługową, służbą zdrowia czy BPO. Przeciętnie pensje mają wzrosnąć o 4,5-6,25 proc. Można zatem przypuszczać, że czas potrzebny do zarobienia na świąteczne wydatki ponownie ulegnie skróceniu. Przynajmniej dla niektórych zawodów.
Sylwia Stwora