Sektor szybkich pożyczek jest bardzo szeroki i nie podlega jednolitym regulacjom. Zdarzają się podmioty wykorzystujące naszą niewiedzę i desperację oraz unikające podawania rzeczywistego kosztu zobowiązania lub pobierające nieuzasadnione opłaty, które zwiększając koszt pożyczki prowadzą do problemów z jej spłatą. Zredukowaniu takich sytuacji do minimum mają posłużyć zabiegi Ministerstwa Finansów, które dąży do zwiększenia praw klientów instytucji parabankowych oraz wprowadzenia nadzoru nad firmami pożyczkowymi.
Powszechne przekonanie o tym, że sektor szybkich pożyczek jest zagrożeniem dla branży bankowej jest błędne. Szacowana wartość tej branży to ok. 4 mld zł, natomiast banki mają na swoim koncie zobowiązania o wartości 900 mld zł. Funkcjonujące równolegle segmenty rynku finansowego wzajemnie się uzupełniają. Bankom zależy nam tym, aby pożyczać nam większe kwoty i na dłuższy okres czasu. To, że odmawiają klientowi udzielenia kredytu nie zawsze wynika jedynie z tego, że ma on niewiarygodną sytuację finansową. Czasem negatywne rozpatrzenie wniosku o wparcie finansowe wiąże się również z tym, że instytucja zwyczajnie nie jest zainteresowana „małym” konsumentem, czyli takim, któremu zależy na niewielkim zadłużeniu możliwym do spłacenia w krótkim czasie. Tymczasem firmy pożyczkowe skupiają się na produktach krótkoterminowych i opiewających na niższe kwoty. Stąd też wynikają relatywnie wysokie koszty takich usług, czyli poziom rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO), która nierzadko dobija do poziomu kilku tysięcy procent.
Jednak czerwoną lampkę zapalają raporty Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, które podkreślają, że w branży szybkich pożyczek oprócz legalnie działających firm pożyczkowych funkcjonują również parabanki, czyli „prawie” banki, które jednak nie mają pozwolenia na wystawianie na ryzyko pieniędzy klientów. Wśród zarzutów do tego segmentu rynku finansowego na pierwszy plan wysuwają się brak precyzyjnego informowania klientów o wszystkich opłatach i zawyżanie kosztów szybkich zobowiązań. Tak wiele znaków zapytania odnośnie rynku pożyczkowego jeszcze mocniej wskazuje na potrzebę uregulowania, aby sektor przestał być „wolną amerykanką”.
Obecnie nie ma rejestru firm pożyczkowych. Nie są one objęte koniecznością posiadania licencji. Stąd też nie wiadomo, ilu Polaków zapożyczyło się w tych instytucjach, na jaką kwotę i czy mają problemy z terminowym regulowaniem tych należności. Gdyby było prowadzone raportowanie, zawierające takie informacje, jak to ile pożyczyła firma oraz ile z tego stanowiły odsetki karne, mielibyśmy świadomość tego, który podmiot na czym zarabia. To mogłoby być sygnałem ostrzegawczym.
Mimo tego nie musimy obawiać się o swoje bezpieczeństwo, o ile będziemy pamiętać o kilku kwestiach. Przede wszystkim warto wiedzieć, że mamy prawo odstąpić od umowy bez żadnych konsekwencji wciągu 14 dni od daty jej zawarcia. Dobrze jest zabawić się w tworzenie „czarnych scenariuszy”’, tzn. co w sytuacji, gdy jednak nie uda nam się spłacić pożyczki. Zdarzają się przecież chwile typu wypadnięcie nam jakieś zlecenia lub brak przelewu wynagrodzenia od klienta w umówionym terminie. Należy też przeszukać zapisy umowy pod kątem tego, jak będzie wyglądała sytuacja, gdy jednak nie będziemy w stanie uregulować należności w terminie. Jak będą wyglądać opłaty karne, ile nas będzie kosztować ewentualne przedłużenie okresu spłaty, itp.